Obserwatorzy

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział V


            Drugi dzień w szkole. To trochę dziwnie brzmi. Powinno to nastąpić dwa tygodnie temu, ale dzieje się dopiero teraz. Byłam trochę zdenerwowana, lecz nie tak bardzo jak kilkunastoma dniami. Musiałam wstać bardzo wcześnie, ponieważ miałam na 8:00. Poszłam do łazienki, wykonać poranną toaletę. Później stanęłam przed problemem, który ma prawie każda kobieta. Mianowicie- „W co mam się ubrać?” Po kilkuminutowym grzebaniu w półce wybrałam czarne dżinsowe rurki i biały luźny T- shirt z nadrukiem. Wzięłam torbę i zeszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie. Mama miała na później do pracy, więc przygotowała mi posiłek. Byłam jej bardzo wdzięczna. Wymieniłam z nią parę słów i musiałam iść. Nałożyłam czarne Conversy oraz ramoneskę w panterkę i wyszłam. Miałam jeszcze sporo czasu, dlatego nie czułam potrzeby spieszenia się do szkoły. Szłam zatłoczoną ulicą. Ludzie pędzący do szkoły, pracy. Widok, który towarzyszył mi na co dzień. Nim się nie obejrzałam byłam po szkołą. Jeszcze rano nie stresowałam się za bardzo, ale przed tym budynkiem serce zaczęło mocniej bić. Jeszcze nie wiedziałam, iź tego dnia moje życie kompletnie wywróci się do góry nogami. ~~Dam radę- pomyślałam i powolnym krokiem zbliżałam się do mojego liceum.  Po wejściu do niego skierowałam się pod salę, w której miałam mieć pierwszą lekcję- biologię. Nie obyło się bez pytań o położenie tej sali. Dzięki temu dotarłam tam bez problemu. Czułam się trochę zagubiona. Na szczęście zadzwonił dzwonek. Cała klasa weszła do klasy i czekała na nauczyciela. Usiadłam tam, gdzie było wolne miejsce, czyli w drugiej ławce w środkowym rzędzie. Nikt w niej nie siedział, więc byłam skazana na „samotność”. Mi to odpowiadało, ponieważ żadna osoba nie przeszkadzała w czasie lekcji. Siedziałam i przeglądałam podręcznik, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Podejrzewałam, iż to nauczyciel, ale nie zaszczyciłam go spojrzeniem. Bardzo lubiłam biologię, dlatego byłam z niej kujonką. Wiedziałam z niej dużo i jak wspomniałam wcześniej nawet wygrałam olimpiadę. Gdy nauczyciel zaczął czytać obecność, oderwałam się od książki. Spojrzałam w stronę biurka i mnie po prostu zatkało. Szczęka opadła na pięć kilometrów. Moim nauczycielem od biologii był… Adam. Nie wiedziałam, co robić.
~~Może mnie nie rozpozna. Pff, musiałby być idiotą. Boże! Co ja plotę. Chyba mi na mózg padło! Ogarnij się, Anka! Ogarnij!~~
Z niepokojem czekałam, kiedy wyczyta moje nazwisko. Po chwili…
  • Anna Lewandowska.
  • Obecna- odpowiedziałam i podniosłam rękę.
Gdy spojrzał na mnie widziałam, iż nie był w ogóle zaskoczony. Przyglądał się mi przez krótką chwilę, po czym:

  • Widzę, że nie było Cię jeszcze na żadnej lekcji.- mówił kartkując dziennik.- Masz tydzień na nadrobienie materiału. Musisz jeszcze zostać po lekcji, abym przedstawił Ci pokrótce Przedmiotowy System Oceniania i inne istotne sprawy- mówił spokojnie. W jego oczach widziałam radość?
  • Dobrze- odpowiedziałam.
Adam. Nie, teraz pan Roztocki dokończył sprawdzanie obecności. Następnie przystąpił do lekcji.

  • Na ostatnich dwóch lekcjach przypominaliśmy najważniejsze informacje na temat grup systematycznych. Kto chce na ocenę opowiedzieć na ten temat?
Jak słyszałam moja klasa była bardzo dobra. Jednak nikt nie chciał się zgłosić. Wiedziałam, iż nie było mnie na żadnej lekcji, ale grupy systematyczne miałam w małym paluszku. Przygotowywałam je na konkurs w drugiej klasie gimnazjum. Postanowiłam się zgłosić. Podniosłam rękę do góry. Zdziwienie pana Roztockiego było duże.

  • ·Przecież nie było Cię, jak to omawialiśmy. Wiem, że miałaś wypadek i masz czas ochronny, by wszystko nadrobić.- powiedział.
  • Wiem, ale chciałabym odpowiadać.- odpowiedziałam zdecydowanie.
  • Niech będzie. Proszę o scharakteryzowanie grup systematycznych i podanie ich podstawowych przedstawicieli…
Mówiłam jak zahipnotyzowana. Wpatrzona w tablicę, opowiadałam o kręgowcach i bezkręgowcach.  Moja odpowiedź była długa, bo dwudziestopięciominutowa. Po omówieniu wszystkich zagadnień, spojrzałam na klasę i nauczyciela. Na ich twarzach malowało się ogromne zdumienie.

  • Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.- powiedział pan Roztocki.- Wiedziałem, iż w tej klasie jest laureatka olimpiady z tego przedmiotu, ale poziom Twojej wiedzy na ten temat jest ogromny. Nie mam w zwyczaju stawiać szóstek za odpowiedzi ustne, lecz chyba bym Cię niesprawiedliwe potraktował, gdybym jej nie wstawił.
Bez słowa usiadłam w ławce. Bardzo się cieszyłam z oceny. Nim się obejrzałam, skończyła się lekcja. Musiałam jeszcze zostać na chwilę. Podeszłam do biurka.

  • Proszę Pana, miałam zostać po lekcji.- powiedziałam niepewnie. Czułam, że nie wezwał mnie do siebie odnośnie spraw organizacyjnych. Nie myliłam się.
  • Tak. Chciałbym Cię przeprosić. Nie mogłem do Ciebie przyjść, ponieważ w tym samym dniu, co rozmawialiśmy, moja mama zmarła i musiałem natychmiast jechać do Warszawy. Wiem, że mogłem Cię poinformować, ale nie miałem do tego głowy i możliwości.  Gdy wróciłem, od razu przyjechałem do szpitala, jednak Ciebie już wypisali.- mówił bardzo przygnębiony.
  • Rozumiem i bardzo Panu współczuję, ale Pan nie musi mi się tłumaczyć.- odpowiedziałam.
  • Wiem, że nie muszę, lecz chcę. Nie mogę już trzymać tego w tajemnicy, Gdy po wypadku codziennie przychodziłem do szpitala i wpatrywałem się przez szybę, jak leżysz nieprzytomna, byłem bardzo smutny. Przed zdarzeniem widziałem Cię w galerii handlowej. Bardzo mi się spodobałaś. Chciałem już podejść, ale zadzwonił Ci telefon i zmierzałaś ku wyjściu. Postanowiłem iść za Tobą. Gdy zobaczyłem jak samochód uderza, dostałem szoku. Jednak szybko pobiegłem Ci pomóc. Od tego wydarzenia cały czas myślałem o Tobie. Nie zapomnę nigdy tego długiego oczekiwania na zakończenie operacji. Miałem nadzieję, iż wszystko będzie dobrze. Później podniesiony na duchu pomyślną operacją, czekałem na Twoje obudzenie. Nawet w pracy nie mogłem się skupić. Gdy w poniedziałek zrezygnowany przyszedłem i zobaczyłem przez szybę, iż jesteś przytomna, nie mogłem opanować radości. Gdy byłem w Warszawie, na pogrzebie matki uświadomiłem sobie, że Cię kocham.

niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział IV

W szpitalu leżałam jeszcze przez pięć dni. Liczne badania, które mi wykonano nie wykazały na szczęście żadnych uszkodzeń, chorób. Strasznie się bałam, ale moja cudowna intuicja tym razem mnie zawiodła. Wreszcie zobaczyłam rozpromienioną twarz rodzicielki i cieszyłam się, że ma jeden problem mniej. Ojciec nawet do mnie zadzwonił. Nie zdarzało mu się to często. Miałam do niego za to duży żal. Od kiedy znalazł sobie nową młodszą kobietę i zaczął układać sobie z nią życie, zapomniał o mnie. Raz w roku, na urodziny przysyłał mi drobny prezent. To wszystko. Zamiast przyjechać w odwiedziny do córki lub zaprosić ją do siebie, chociaż na parę dni, miał wszystko gdzieś. Jedną stroną medalu był fakt, iż gdybym przyjechała do niego, to musiałabym oglądać jego blondynę, co nie było zbyt atrakcyjnym zajęciem. Brakowało mi ojca. Będąc jeszcze małą dziewczynką zawsze był moim towarzyszem zabaw. Pamiętam jak pewnego dnia zrobił mi niespodziankę. Otóż kupił mi wymarzony basen. Później, kiedy miał czas po pracy, przesiadywał w nim i bawił się ze mną. Gdy miałam 13 lat zdradził mamę ze swoją sekretarką (jest z nią do dziś- rzadko to się zdarza). Uważałam, iż jeżeli zdradził ją, to też całą rodzinę. Ciężko było mi wybaczyć, ale czas leczy rany. Rozmowa z nim była dość przyjemna. Porozmawialiśmy chwilę. Byliśmy zmuszeni zakończyć konwersację, ponieważ musiał jechać do klienta. Adam. Od ostatniej wizyty nie przyszedł mnie. Nie wiedziałam, dlaczego. Było mi smutno.

~~Tak dobrze mi się z nim rozmawiało. Może tylko mi? Sądziłam, iż naprawdę mnie polubił. Podoba mi się i to bardzo.- pomyślałam.

~~Jednak dobrze, iż nie przywiązałam się jeszcze do niego i dzięki temu nie będę cierpieć.~~- stwierdziłam.

Podniesiona na duchu, około godziny 12:00 wyszłam z sali, w której leżałam przez kilkanaście dni. Razem z mamą pojechałam wreszcie do domu. Od razu poszłam do mojego pokoju. Wszystko leżało nietknięte. Porozrzucane książki, które miałam zamiar podpisać po powrocie ze spaceru, ale wypadek mi w tym przeszkodził, ubrania, przybory szkolne itp. Położyłam się na łóżku i myślałam o Adamie.

~~Mówił, że do mnie przyjdzie. Może coś mu się stało? Nie wiem, martwię się. Boże, co ja robię?! Przecież go za dobrze nie znam. Fakt- spodobał mi się, ale to nie powód, by się tak zadręczać. Na pewno jest cały i zdrowy. Zobaczył, że ze mną wszystko dobrze i stwierdził, iż już nie musi do mnie przychodzić. Wszakże ma swoje życie i nie będzie się przejmował jakąś gówniarą. Postanowiłam o nim zapomnieć. Raz na zawsze. 

Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Była to mama.
  •  Aniu, chodź na obiad. Zrobiłam Twoje ulubione danie.- powiedziała pogodnie.
  •  Lasagne?- spytałam.
  • Tak.- uśmiechnęła się szeroko.
  •  Super, już biegnę.- powiedziałam uradowana.
Od razu pobiegłam do jadalni. Danie przygotowane przez mamę było przepyszne. Gdy zjadłam chciałam zacząć z nią rozmowę na temat pójścia następnego dnia do szkoły. Wiedziałam, że nie będzie łatwo przekonać moją mamę, ale musiałam spróbować.
  •   Mamusiu, czy mogę jutro iść do szkoły?
  • Chyba żartujesz! Przecież niecałe dwie godziny temu wyszłaś ze szpitala. Miałaś wypadek. Nie zgadzam się.- odpowiedziała zdenerwowana.
  • Ale mamusiu. Nic mi nie jest. Rok szkolny się zaczął. Nie mam dużych zaległości i po co je nie potrzebnie zwiększać. Wiesz, jak się ciężko nadrabia. Poza tym chyba trzeba już zawitać do szkoły. Wakacje dawno się skończyły. Przecież będę pod opieką nauczycieli i jak coś będzie nie tak, to pójdę do pielęgniarki. Proszę zgódź się?- wtedy zrobiłam oczy, jak kotek ze Shreka.
  • No nie wiem…
  • Proszę…
  • Dobrze, ale jeżeli będzie coś nie tak, to idź natychmiast do pielęgniarki.- powiedziała z powagą.
  • Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- „rzuciłam się” na mamę i zaczęłam ją bardzo mocno tulić.
  • Już dobrze.
Miałam po prostu dar przekonywania. Nie wierzyłam, iż w tym przypadku uda mi się ją przekonać, ale osiągnęłam zamierzony cel. Od razu pobiegłam ogarnąć sprawy z rzeczami potrzebnymi do szkoły. Tylko miałam problem. Otóż: „Jaki jest plan na jutro?” Z nadrabianiem nie było problemu, ponieważ miałam tak zwany „czas ochronny” i poza tym to dopiero początek roku, więc nie zdążyli jeszcze dużo przerobić, ale w niedzielę się nie dowiem planu.

~~Może wejdę na stronę szkoły i tam będzie- pomyślałam i tak zrobiłam.

Na szczęście znalazłam. Sporo lekcji, ale dam radę. Zaczęłam wszystko przygotowywać. Zajęło mi to sporo czasu. Gdy miałam wszystko gotowe, włączyłam ponownie laptopa i przejrzałam portale społecznościowe, strony plotkarskie, blogi. Nic nie było ciekawego, więc wyłączyłam. Nim się obejrzałam, na zegarze wybiła godzina 19:00. Poszłam zjeść kolację. Później skierowałam się do łazienki, aby się wykąpać. Nalałam do wanny dużo wody i ulubiony olejek. Ta mieszanka sprawiła, iż się odprężyłam. Przestałam nawet myśleć o Adamie. Przeleżałam chyba z godzinę. Byłam już zmęczona, więc wytarłam się puszystym ręcznikiem i ubrałam się w piżamę w lamy. Wiedziałam, że następny dzień będzie trudny, więc trzeba było być wyspanym. Położyłam się i dość szybko odpłynęłam…

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział III

         Auto uderzyło we mnie. Upadałam i natychmiast straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu. Na początku nie mogłam otworzyć oczu, ponieważ powieki były strasznie ciężkie. Gdy się przemogłam, obraz był bardzo rozmazany. Dopiero po chwili widziałam w miarę normalnie. Zauważyłam siedzącą przy mnie zapłakaną mamę i lekarza. Gdy zobaczyła, iż wybiłam się ze snu, zaczęła mocno szlochać.
  • Córeczko, wreszcie się obudziłaś. Nie wiesz, jak ja się o Ciebie bałam.
  • Mamo, co się stało?- spytałam zdezorientowana.
  • Samochód Cię potrącił.
Wszystkie wspomnienia wróciły. Czerwony samochód pędzący wprost na mnie ... Do dziś na samą myśl przechodzą mnie ciarki
  • Mamo, wszystko pamiętam. Auto uderzyło we mnie. Czy wszystko będzie w porządku?- spytałam się zdezorientowana.
  • Na pewno tak..- odpowiedziała.
Nigdy nie widziałam swojej rodzicielki w takim stanie. Jej zawsze radosne oczy były przygaszone. W tamtej sytuacji przekonałam się, iż dobro dziecka jest dla matki najważniejsze i gdy coś mu się stanie odchodzi od zmysłów. Matczyna miłość- bezgraniczna, na zawsze …
  • Najgorsze chwile masz za sobą. Przeszłaś operację. Jeszcze musimy wykonać badania. Po nich wszystko będzie jasne- wtrącił lekarz stojący za moją matką.
  • A ile czasu upłynęło od wypadku?
  • Tydzień.- odpowiedział mi lekarz.
  • Mamo, chce mi się spać.
  • Dobrze córeczko, to śpij.
Byłam załamana. Tydzień życia zmarnowany. Czułam się okropnie. Obawiałam się, że nie mówili mi całej prawdy. Jednak miałam nadzieję, iż moja intuicja tym razem mnie zawiedzie.                       
      Obudziłam się rano. Mojej mamy nie było. Nawet się cieszyłam. Chciałam zostać wtedy sama. Rozglądałam się po sali. Była ona mała, bo dwuosobowa, ale na drugim łóżku nie leżał żaden pacjent. Ściany były szare. Na pierwszy rzut oka było widać, iż nie malowano tam przez długi czas. Obok mojego żelaznego łóżka stała mała półka. Były na niej piękne kwiatki. Na pewno przyniosła je moja mama. Tylko dlaczego nie widziałam ich wcześniej. Postanowiłam się nie przejmować takimi bzdurami. Leżałam tak i leżałam. Zaczęłam się strasznie nudzić. Nie miałam telefonu, ani laptopa. Po prostu masakra. Leżałam i leżałam. Nie spodziewałam się, że wizyta, która za chwilę się odbędzie, diametralnie zmieni moje życie. Chciałam uciąć sobie drzemkę, ale usłyszałam czyjeś kroki. Byłam pewna, iż to moja mama.
  • Mamo, nie wiesz jak się cieszę, że przyszłaś. Tu są straszne nudy. Nie mam komputera, ani telefonu. Czy mogłabyś mi je przynieść?- mówiłam z zamkniętymi oczyma.
Usłyszałam cichy śmiech. No nie. Moja rodzicielka się ze mnie śmieje.  
  • Ależ to nie jest śmieszne. Ja tutaj umieram z nudów. Zamiast siedzieć w szkolnej ławce i się kształcić, marnuję swoje jakże cenne życie na leżeniu w szpitalu- mówiłam dalej z zamkniętymi oczami.
  • Podejrzewam, że nie jestem Twoją mamą.
Gdy usłyszałam męski głos, zamarłam. Jak ja mogłam z siebie zrobić taką idiotkę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam pokładającego się ze śmiechu mężczyznę. Był bardzo przystojny i wysoki. Miał dość krótkie brązowe włosy, duże zielone oczy i kilkudniowy zarost. Ideał.
  • Czy mógłby pan przestać się ze mnie śmiać?- spytałam się wyraźnie podirytowana.
  • Nie.- odpowiedział i znów wybuchł śmiechem.

~~ Jaki on ma piękny uśmiech … Anna! Przestań!~~
  • Wiem, że mogłam upewnić się, kto do mnie przychodzi, ale uważam, iż pana zachowanie jest po prostu karygodne. Naśmiewanie się z osoby, która przeżyła poważny wypadek, chyba nie jest zbyt rozsądne.- udawałam powagę i zażenowanie całą sytuacją. Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Czekałam na odpowiedź.
  • Jestem świadomy ryzyka wynikającego z denerwowania chorej osoby, ale sposób, w jaki mówiłaś oraz Twój ton był po prostu rozbrajający..- mówił rozbawiony.
  • Sądzę, iż jednak pan nie zdawał sobie sprawy. Jednak wybaczę panu, ponieważ każdy popełnia błędy.- Wtedy już nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem.
  • Wydaję mi się, że już się na mnie nie gniewasz.
  • Pewnie, że nie. A tak w ogóle, kim pan jest?
Z tym pytaniem, uśmiech na jego twarzy znikł. Wdarła się powaga i troska.
  • Udzieliłem Ci pierwszej pomocy i zadzwoniłem na pogotowie. Przychodziłem tu codziennie, ponieważ chciałem zobaczyć, czy z Tobą wszystko dobrze..- odpowiedział spokojnie. Bardzo intensywnie mi się przyglądał.
  • Nie wiem, co powiedzieć. Bardzo dziękuję za pomoc, ale nie musiał pan tutaj przychodzić.- odpowiedziałam. Byłam mu wdzięczna. Niektórzy ludzie są naprawdę dobrzy.
  • Wiem, że nie musiałem, ale chciałem.- odpowiedział się uśmiechając.- A jak masz na imię?
  • Ania.- A pan?
  • Adam.
  • Bardzo ładne imię. - powiedziałam, a on się lekko uśmiechnął.
  • Twoje też.- uśmiech nie schodził mu z twarzy.- Mów do mnie po prostu Adam, ok?
  • Dobrze.- posłałam mu bardzo ładny uśmiech.

~~Jaki on przystojny, męski. Ten uśmiech, głos… Mogłabym go słuchać godzinami.~~

Rozmawialiśmy jeszcze przez parę minut. Okazało się, iż kwiaty są od niego. Jak było mi miło. Nigdy wcześniej nie dostałam takiego prezentu. Musiał iść. Powiedział, że odwiedzi mnie jeszcze, więc znów będzie okazja do rozmowy. Cieszyłam się z tego.

~~Może ten czas w szpitalu upłynie szybko i nie będę się tak strasznie nudziła.-pomyślałam         .            
     
          Około godziny 15 przyszła moja mama. Bardzo się ucieszyłam na jej widok.
  • Przepraszam Cię, że dopiero teraz przyszłam, ale musiałam załatwić bardzo ważne sprawy.- mówiła smutna.
  • Mamo, nie tłumacz się. Przecież nie musisz siedzieć przy mnie cały czas. Powinnaś odpocząć. Widzę zmęczenie na Twojej twarzy.
  •  Ale …
  • Nie ma żadnego ale. Musisz wreszcie się dobrze wyspać i mną się tak nie przejmuj. Przynieś mi tylko telefon i laptopa. Będzie mi miło, kiedy mnie odwiedzisz, ale bez przesady. Jestem już dużą dziewczynką.- powiedziałam spokojnie, ale też z powagą.
  • No dobrze, niech Ci będzie. Jutro wszystko przyniosę. Ale chyba mogę trochę teraz z moją córeczką posiedzieć?
  • Pewnie..- roześmiałam się.
Po długiej rozmowie z mamą byłam wykończona. Przed snem myślałam o Adamie… Jednak nie robiłam tego zbyt długo, ponieważ szybko zasnęłam.  








niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział II


Siedząc na rozstawionych wcześniej krzesełkach, patrzyłam na uczniów wchodzących na salę. Na pierwszy rzut oka wyglądali normalnie. Nie mieli jakiś wyróżniających strojów, fryzur. Zdarzały się wyjątki, ale były to tylko pojedyncze osoby. Obok mnie usiadła dziewczyna. Wyglądała na sympatyczną. Nawiązałam z nią rozmowę. Przedstawiłyśmy się nawzajem i trochę porozmawiałyśmy. Okazało się, że miała takie samo imię jak ja, czyli Ania. Nasza dość miła konwersacja zakończyła się, gdy pani dyrektor zaczęła przemowę. Nie lubiłam takich wystąpień, ponieważ na nich zawsze mówi się to samo. Dlatego swój wzrok skierowałam na nauczycieli. Byłam ciekawa, jacy będą. Miałam nadzieję, że potrafią wysłuchać swoich uczniów, pomagać w kryzysowych sytuacjach. Moi nauczyciele w gimnazjum byli tacy. Choć dużo wymagali, wspierali nas. Traktowaliśmy ich po prostu jak przyjaciół. Jednak wiedziałam, że nie w każdej szkole tak jest, a przecież teraz jestem w liceum. Mówi się o niesprawiedliwym traktowaniu uczniów poprzez np: zaniżanie ocen itp. Bałam się, iż nie wywrę na nich dobrego wrażenia i będą stosować takie rozwiązania. Niektórzy wyglądali na sympatycznych, inni na mniej. Jednak wiadomo, że szata nie zdobi człowieka. Postanowiłam poczekać z oceną póki ich nie poznam. Gdy dyrektorka skończyła swoją jakże ciekawą mowę, rozeszliśmy się do klas. Najpierw musiałam na tablicy ogłoszeń znaleźć swoje imię i nazwisko, by pójść do odpowiedniej klasy. Zrobiłam to dopiero wtedy, ponieważ nie chciałam w wakacje wchodzić do szkoły. Żałowałam tego, ale po chwili odnalazłam salę. Okazało się, iż chodzę do klasy z zapoznaną na apelu dziewczyną. Cieszyłam się z tego faktu. Dosiadłam się do niej. Po chwili do sali weszła nasza pani wychowawczyni. Nazywała się Joanna Kowalska. Była to młoda, bardzo wysoka i piękna kobieta. Uczyła ona języka polskiego. Podejrzewałam, że niedługo uczy w tej szkole. Wyglądała na 27-28 lat. Przywitała się z nami. Następnie czytała z listy nasze imiona i nazwiska. Gdy usłyszeliśmy własne, musieliśmy wstać i opowiedzieć o sobie. Nigdy nie lubiłam tego, gdyż bałam się wzroku i oceny całej klasy. Gdy usłyszałam swoje imię i nazwisko, wstałam i powiedziałam, że lubię rysować oraz po skończeniu liceum chciałabym iść na architekturę na Uniwersytet Warszawski. Kończąc krótką wypowiedź odetchnęłam z ulgą i kompletnie się wyłączyłam. Ocknęłam się, kiedy pani zaczęła dyktować plan na następny dzień. Nie zapomnę swojego zaskoczenia, kiedy zobaczyłam, ile tego dnia będę miała lekcji. Po prostu masakra. Pierwszy dzień i już siedem lekcji. Jednak wiedziałam, iż w liceum nie będzie łatwo i będzie trzeba dać sobie radę. Gdy wychodziłam z sali podeszła do mnie Ania                                                                                  
  • Dzisiaj organizuję imprezę. Może przyjdziesz? Świetna muzyka, atmosfera, przystojni chłopacy.- spytała radośnie
  • Dziękuję za zaproszenie, ale niestety dzisiaj jestem zajęta.
  • To szkoda. Muszę już iść. Do zobaczenia jutro. Pa.
  • Pa.

Nie chciałam iść. Może dzięki temu stałabym się lubiana, ale wiedziałam, iż na takich imprezach przelewa się alkohol i jeszcze gorsze świństwa. Podejrzewałam, że namawiano by mnie to ich spróbowania. Wolałam nie być w takiej głupiej sytuacji. Jedna rzecz mnie dziwiła. Organizowanie imprez w środku tygodnia. Rozumiem w piątek lub sobotę. Ale w poniedziałek? Kac i zmęczenie, a następnego dnia trzeba iść do szkoły. Bezsens. Dlatego odmówiłam. Wolałam żywa pójść na lekcje.          
          Wróciłam do domu. Nie wiedziałam, co z sobą zrobić. Była godzina 12:00, a ja nie miałam pomysłu na spędzenie czasu. Przebrałam się w wygodniejsze ubrania i poszłam oglądać telewizję. Postanowiłam, że nie warto siedzieć w domu i stwierdziłam, iż pójdę na spacer do parku. Wzięłam tylko telefon i wyszłam z domu. Gdy dotarłam do parku, usiadłam na ławce i słuchałam śpiewu ptaków. Zauważyłam parę, która siedziała na jednej z ławek. Wyglądali na bardzo szczęśliwych. Przytulali się, wymieniali pojedyncze pocałunki, rozmawiali. Zastanawiałam się jak to jest, kiedy jest się zakochanym. Chciałam poznać to uczucie, ale nie trafiłam na odpowiedniego chłopaka. Gdy był jakiś przystojny, nie miał za dużo w głowie. Nie traktował niczego poważnie. Jak któryś jednak był inteligentny, nie grzeszył wyglądem. Wiedziałam, iż wygląd nie jest najważniejszy, ale nie chciałam chodzić z pryszczatym, mającym brudne włosy chłopakiem. To chyba oczywiste. Sądziłam również, iż przede wszystkim jestem jeszcze za młoda. Z chłopakiem trzeba gdzieś wyjść, spędzać z nim czas. Obawiałam się, że może wpłynąć to na moje stopnie. Stwierdziłam: Chłopaka będę szukała dopiero w liceum! Po kilkunastu minutach spędzonych w parku, postanowiłam pójść do galerii. Była ona niedaleko, więc pomyślałam, czemu nie? Zamyślona ruszyłam w drogę. Na zatłoczonej ulicy było wyjątkowo głośno. Robotnicy zdzierali asfalt. Zrobił się bardzo długi korek. Kierowcy byli strasznie podirytowani. Cieszyłam się, że nie jadę samochodem bądź komunikacją miejską. Wtedy zmarnowałabym swój cenny czas. Po paru chwilach byłam już w galerii. Nie chodziłam zbyt długo, ponieważ zadzwoniła do mnie mama. Chciała, abym szybko przyszła do domu. Idąc przyspieszonym krokiem, kierowałam się w kierunku domu. Przechodząc przez jedno z przejść dla pieszych, nagle poczułam ból ...